czwartek, 25 kwietnia 2013

Butterfly

Dookoła było zielono. Można tu było zobaczyć każdy odcień zieleni, od najjaśniejszej do najciemniejszej. Niebo było zachmurzone i miało stalowo-granatowy odcień. Wiał nie za silny wiatr targając moimi włosami. Wysoka, soczysta w odcieniu jasnej zieleni trawa falowała. Miałam wrażenie, że płynie. Niedaleko przede mną rozciągał się zielony las. Korony drzew u dołu były w odcieniu ciemnej zieleni, a im wyżej tym jaśniały liście. Las lekko wspinał się na górę, która była zaraz za nim. Wokół mnie pasły się konie, a w odosobnieniu najpiękniejszy z nich. Był czarny niczym smoła, a jego grzywa powiewała na wietrze jak czarny aksamit. Powoli ruszyłam dalej, przez może zielonej trawy. Była tak cudownie miękka i delikatna. Wiatr zawiał mi kruczoczarne włosy na twarz, a ja zamknęłam błękitne oczy. Miały nietypowy kolor. Przy samych źrenicach były szafirowe, a na końcu tęczówki już miały odcień najjaśniejszego błękitu. Kiedy powoli zbliżałam się do lasu wyszły mi na spotkanie małe chochliki przepychając się między sobą. Wieszały się na moich długich włosach i sukience. Była bez rękawów i ramiżrzek, a spódnica była krótka, sięgała mi do połowy ud. Składała się z trzech falban. Na nogach miałam wysokie czarne rajstopy pończochowe i wysokie do kolan sznurowane, skórzane kozaczki. Na rękach długie czarne rękawiczki. Już tak długo nie byłam w domu. Zapomniałam prawie kim jestem. Ponad pięć lat temu wyruszyłam na poszukiwanie mojej siostry Miry, która została porwana. Zostawiłam wówczas wszytko co mi było znane i bezpieczne i wyruszyłam. Zostawiłam jego. A teraz stał przede mną. Czekoladowe włosy sięgające niemal do ramion, brązowe oczy błyszczały, blade zazwyczaj policzki były zarumienione, a delikatne usta lekko rozchylone. Chyba biegł. Marvin. Miał na sobie brązową bluzkę bez rękawów, rozciętą lekko na klatce piersiowej i związaną sznurkiem i czarne spodnie. Wyglądał... Doroślej niż go zapamiętałam. Uśmiechnęłam się szeroko, a chochliki posypały mnie pyłkiem, który zaczął migotać. Zobaczyłam tylko szeroki uśmiech Marvina zanim zmieniłam się w małego faerie o niebieskich skrzydłach motyla. Takich jak moje oczy. Chochliki ze śmiechem poleciały w stronę zamku, a ja podfrunęłam do Marvina zataczając wokół niego kółko. Zaśmiałam się i pofrunęłam dalej za chochlikami. Chwilę później leciał koło mnie Marvin. Jego skrzydła miały piękny ciemnobursztynowy kolor. Dobrze było go zobaczyć po tylu latach.

Cisza

Obudziłam się w nocy. Zegarek na mojej ręce pokazywał 03:02. Usiadłam i zwiesiłam nogi z łóżka. Przeczesałam palcami włosy i spojrzałam za okno. Na zewnątrz prószył lekki śnieg. Latarnia przy drodze lekko migotała. Wszystko było spowite śniegiem, a dookoła panowała cisza. Jakby cały świat spał, a śnieg otulił go niczym ciepłą kołdrą. Objęłam się ramionami i wzdrygnęłam z zimna. Powoli wygramoliłam się z łóżka i ubrałam na ramiona czarną bluzę. Podeszłam do okna i otwarłam je szeroko wpuszczając do środka zimny wiatr, który przyniósł mi na twarz kilka płatków śniegu. Nie zamykając okna podbiegłam do małej kupki ubrań i wyciągnęłam z niej dżinsy i i bluzkę. Ubrałam to szybko na siebie i poszukałam byle jakich skarpetek. Szybko naciągnęłam je na nogi i poszłam po kozaki. Zapięłam zamek przy każdym bucie i chwyciłam czarną kurtkę z krzesła. Ubrałam ją i wgramoliłam się na parapet. Zwiesiłam nogi za oknem i zeskoczyłam z parapetu. Śnieg cicho zgrzytnął pod moim ciężarem. Powoli ruszyłam w stronę bramy. kiedy tam dotarłam upewniałam się, że nikt nie zobaczy iż wymykam się z domu o 3 w nocy. Otwarłam furtkę i wyszłam. Ulica była pusta. Nie było słychać ani jednego auta. Przeszłam szybko na drygą stronę i ruszyłam małą boczną drogą w ciemność. Śnieg zgrzytał pod moimi nogami, a wiatr szumiał pomiędzy gałęziami drzew. Powoli szłam dalej, a śnieg prószył co raz bardziej zasypując moje ślady. Na moje czarne włosy spadały delikatne i małe płatki śniegu i po chwili topniały zostawiając po sobie tylko małą kropelkę wody.
"- To roje białych pszczół!- powiedziała stara babka.
- Czy małą także królową?- spytał chłopak, bo wiedział, że prawdziwe pszczoły mają królową.
- Naturalnie, że mają!- powiedziała babka.- Fruwa tam, gdzie się najgęściej roją. Jest większa od innych i nigdy nie odpoczywa na ziemi, odlatuje z powrotem w czarne chmury. Czasami w zimowe noce przelatuje przez ulice miasta i zagląda do wszystkich okien, a wtedy okna te zamarzają tak dziwnie, jak gdyby się pokrywały kwiatami." Zarecytowałam na głos.
- Królowa Śniegu, Hans Christian Andersen.- powiedziałam cicho do siebie, a z moich ust wydobył się duży obłok pary, który po chwili zniknął. Do moich oczu napłynęły łzy, który spłynęły po zaczerwienionym policzku od mrozu. Baśnie H.C. Andersena dostałam na moje 4 urodziny od dziadka i babci. Była to moja najcenniejsza pamiątka, jaka mi po nim została. Dziadek zmarł kiedy miałam 5 lat. Chodziłam wtedy do przedszkola. Otarłam policzki i spojrzałam w niebo pokryte czarnymi chmurami z których co raz mocniej padał śnieg. Zatrzymałam się na chwilę i patrzałam w niebo. Spuściłam głowę w dół i zacisnęłam powieki. Wzięłam kilka głębokich wdechów i niechętnie zawróciłam do domu. Jeśli ktoś mnie zobaczy spacerującą o tej porze będę miała przerąbane.

To co mamy w sobie

Trzydzieste piętro. Największy wieżowiec w mieście. Dach. Niebo jest szare, a z nad oceanu płyną burzowe chmury. Wiatr plącze kruczo czarne włosy. Zielone oczy utkwione w miasto. Miasto gdzie nikogo nie ma. Miasto do złudzenia przypominające Nowy York. A jednak nie. To nie to samo miasto. Ulice są puste. Ani jednego auta. Ani jednego człowieka. Tylko ona. Stoi na dachu najwyższego wieżowca. Pozwala by wiatr uspokoił jej myśli. Jej uczucia, które szaleją w niej niczym huragan. Zrobiła krok w przód. Potem następny i następny. Jej zielone oczy kierują się w dół na pustą ulicę. Stojąc na krawędzi jeszcze raz patrzy na niespokojny ocean. Słyszy ten cichy szept. Taki ciepły i czułe. Zatroskany. Głos chłopaka. Zna go, ale jednocześnie nie wie kto to jest. Powtarza jej imię. Kolejny krok. Chwila wahania. Czuje, że musi skoczyć. Ale czemu? Chwila niepewności zdaje się trwać wieki. W końcu robi kolejny krok i czuje jak jej ciało spada. Co raz szybciej i szybciej. Cisza.

Prawdziwa miłość

Dziewczyna wsiadła do samochodu i zapięła pas. Wyjrzała za szybę i pomachała jeszcze raz swojej przyjaciółce po czym spojrzała na kierowcę. Tak dobrze znała już te brązowe ciepłe oczy. Już tyle razy w nie patrzała. Był jej najlepszym przyjacielem. Zjawiał się zawsze kiedy go potrzebowała. Nie ważne która była godzina. Przyjeżdżał nawet w środku nocy, tak jak dziś. Ruszyli z podjazdu. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Kiedy jechali przez miasto w samochodzie trwała niezręczna cisza. Oboje na siebie nie patrzeli. Kiedyś czuła się przy nim bardzo swobodnie. Rozmawiali ze sobą na każdy temat. To właśnie jemu opowiadała jak jej poszła randka i co na niej robiła. Często nawet razem zasypiali kiedy miała doła. Byli niemal nierozłączni. To wszystko się zmieniło po tym jak powiedziała mu, że jest w nim zakochana. Nie wiedziała czy to ona czuje się bardziej spięta teraz czy to on zaczął ją inaczej traktować. Objęła się ramionami kiedy zbliżali się do mostu i lekko zadrżała.
- Zimno ci?- zapytał spoglądając na nią.
- Trochę, ale to nic.- uśmiechnęła się.
Chłopak zwolnił i odpiął pas po czym rozpiął zamek bluzy i ściągnął ją z siebie podając dziewczynie. Okulary zsunęły mu się z nosa i spadły na podłogę. Dziewczyna powoli ubrała bluzę i zapięła pas. Kiedy podniosła wzrok zobaczyła na środku drogi jakąś ciemną postać.
- Uważaj!- krzyknęła i zaciskając mocno powieki.
Usłyszała tylko pisk opon i jak uderzyli o barierę na moście. Głośny plusk. Wstrząs. Samochód powoli zaczął tonąć. Otwarła oczy kiedy poczuła jak woda zalewa jej ciało. Spojrzała na chłopaka który próbował w jakiś sposób otworzyć drzwi. Woda sięgała już ponad szyję. Wzięła ostatni łyk powietrza i spróbowała otworzyć drzwi ze swojej strony, ale ani drgnęły. Odwróciła się do chłopaka i położyła mu dłoń na ramieniu. Powoli odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią przepraszająco, ale ona tylko uśmiechnęła się i delikatnie pogładziła jego policzek. Chłopak odpiął jej pas i przyciągnął ją do siebie opierając czoło o jej czoło. Patrzeli sobie prosto w oczy. Dziewczyna otwarła usta i bezgłośnie powiedziała "Kocham Cię". Chłopak położył jej palec na ustach i uśmiechnął się. Delikatnie pocałował ją i bezgłośnie wypowiedział "Kocham Cię". Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i powoli zamknęła oczy. Jej ciało powoli stało się bezwładne i uniosło się lekko w górę. Chłopak przyciągnął ją do siebie mocno. Wiedział, że już nic nie może zrobić. Tylko czekać na koniec u jej boku. Nagle ktoś pojawił się przy oknie od strony pasażera. Drzwi się otwarły. Mężczyzna chciał pomóc mu wyjść z samochodu, ale chłopak tylko podał mu bezwładne ciało dziewczyny i uśmiechnął się lekko ostatni raz patrząc na nią. Wiedział, że nie uda mu się już wydostać. Czuł jak jego ciało staje się bezwładne i nie potrafi nawet sięgnąć ręką żeby odpiąć pas. Patrzał jak jej ciało znika płynąc w górę. Była bezpieczna. Tylko tego pragnął. Tak bardzo ją kochał, ale nawet nie potrafił sobie tego uświadomić. Nie żałował żadnej chwili z nią spędzonej. Jego oczy powoli się zamknęły, ale wciąż widział jej uśmiechniętą twarz i blask oczu.

~~~~~~


Czasem przyjaźń jest początkiem miłości.

Tonąć

Zamyka oczy i zanurza się w wodzie powoli wypuszczając powietrze z płuc. To już koniec. Myśli gdy czuje jak zaczynają ją piec płuca. Nareszcie koniec. Płacze w duchu. Sama nie wie czy ze szczęścia czy ze smutku. Przez umysł przelatują jej najszczęśliwsze i najsmutniejsze chwile jej życia. Czuje jak śmierć powoli zabiera ją do siebie. Nagłe szarpniecie. To w jej wyobraźni czy w rzeczywistości? Otwiera oczy, ale oślepia ją blask, kiedy odzyskuje wzrok nie jest w swoim ciele. Próbuje unieść dłoń przed siebie, ale nie widzi jej. Tak jakby teraz była duchem. Ale nie to przykuwa jej uwagę. Nad wanną pochla się chłopak. Zna go, ale nie wie skąd i nie potrafi sobie przypomnieć jego imienia ani tego jak wygląda. Cicho powtarza pod nosem "Nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie. Proszę Cię." Wyciąga jej ciało z wanny i kładzie delikatnie na podłodze. Przykrywa ją ręcznikiem i szybko zaczyna reanimować. Przepraszam. Myśli, ale tak na prawdę nie wie za co. Mijają kolejne minuty, a chłopak nie przerwanie stara się ją ratować klnąc pod nosem na karetkę która nie przyjeżdża. Nagle czuje ciepłe muśnięcie. Tak jakby w sercu... Ale przecież nie ma ciała. Spogląda na chłopaka, który właśnie przestał. Jego twarz jest cała mokra od łez. Unosi jej mokre ciało i przytula ją do siebie mocno szlochając i powtarzając cały czas "Kocham Cię Myszko. Tak bardzo Cię kocham". Kołysze się płacząc co raz bardziej, a ciepło w sercu jej duszy rośnie. Chciałaby mu odpowiedzieć. Chciałaby go przytulić. Chłopak ociera jej twarz z mokrych włosów i przytula policzek do jej czoła "Wróć Kochanie. Błagam Cię nie zostawiaj mnie." płacze co raz głośniej. Nagle czuje jak coś ciągnie jej duszę. Cały obraz zamazuje się jak we mgle, a ona słyszy jeszcze przez chwile jego płacz, który nagle staje się głośniejszy. Tak jakby płakał tuż koło jej uch. Gwałtownie otwiera oczy i krztusi się wodą wypluwając ją. Kiedy nareszcie łapie oddech chłopak mocno przytula ją do siebie i płacze jeszcze głośniej. Dziewczyna delikatnie obejmuje go ramionami.

~~~~


Czasami miłość jest silniejsza od śmierci.